wtorek, 12 marca 2013

jeden: 'nienawidzę'


Siedzimy na kamieniach, na piaszczystej, nadmorskiej plaży.  Jest normalnie, naturalnie, jak kiedyś.  Fale mocno uderzają o brzeg i wyrzucają na powierzchnię różnokolorowe muszle.  Naturalne symbole sztormu, piękne, lśniące, magiczne.  Jakiś chłopak podnosi  najpiękniejszą z nich i całując swoją  dziewczynę wkłada do kieszeni.  To boli.
Po mojej prawej małe dzieci w kapelusikach  bawią się w berka i śmieją się przy tym nienaturalnie głośno.  Korzystają z pięknych uroków swojego dzieciństwa i spędzają cudowne chwile w nadmorskim kurorcie.  Dziewczynka wesoło skacze przez wydmy, a jej braciszek nie może a nią nadążyć. Nie potrafię powstrzymać uśmiechu, gdy patrzę na rozweseloną dwójkę maluszków,  którzy jeszcze nie doświadczyli żadnej skazy, ani cierpienia. To boli.
Tuż obok matka z córką spacerują deptakiem i przyjaźnie uśmiechają się do siebie. Widać, że mają ze sobą dobry kontakt, którego mnie i moim rodzicom nigdy nie brakowało.  Dziewczyna przytula swoją rodzicielkę, a ta także odpowiada jej uściskiem.  Wyglądają na bardzo szczęśliwe. To boli.
Morze jest dzisiaj szczególnie błękitne i czyste. Białe mewy latają nad jego powierzchnią i wydobywają charakterystyczne dźwięki. W oddali widać dwie małe łódki, kołyszące się po przejrzystej tafli. Słońce zaczyna powoli chować się za linią horyzontu, która oddziela niebo od mieniącej się, lśniącej wody. Dalej nie ma już nic. Jesteśmy tylko my. Maleńcy, w jakże wielkim świecie. 

-Melanie…- jego głos wyrywa mnie z transu. Jest piękny, ciepły, łagodny, taki jak kilka lat temu.
Sama nie wiem, dlaczego zgodziłam się na ten spacer. To tak, jakbym chciała odbudować coś, co już dawno się zakończyło. Jakby ktoś zburzył mój przepiękny zamek z piasku, który nawet po ponownym zbudowaniu nie będzie taki, jak kiedyś.  Nie potrafię czy nie chcę?  Nie chcę, definitywnie nie chcę. To za bardzo boli.
-Melanie, porozmawiajmy. – podnosi wzrok i spogląda na mnie.
Jego oczy są takie same. Ciemne, ale przejrzyste, z nienaturalnym błyskiem. Nic się nie zmieniły, chociaż nie widziałam ich już dobre parę lat. Ja jestem tutaj, a one tam. Ja mieszkam nad morzem, a one należą do chłopaka z gór. Ja jestem nikim, a one w każdym tygodniu oglądają coraz to piękniejsze skocznie świata. Dzieli nas kilkaset przeklętych kilometrów, którym i tak nigdy nie chciałam sprostać. Za duży ból.
Kiedyś było inaczej. Spotkaliśmy się parę lat temu, kiedy jeszcze mieszkałam z rodzicami w pięknym, góralskim domku. Mimo, że chodziliśmy do tej samej szkoły, to nigdy nie zwracaliśmy na siebie szczególnej uwagi. Wiedziałam, że trenuje skoki, co jeszcze bardziej mnie do niego przyciągało, lecz niestety  byłam dla niego tylko cieniem.  Szarą, niewidzialną myszką, o której nie pamiętał świat. Wtedy jeszcze nie wiedziałam jaki jest, on też mnie nie znał. Był dla mnie nikim, chociaż w sumie nadal nim pozostał.  Poznaliśmy się niedaleko skoczni, kiedy idąc chodnikiem z zakupami, rozerwały mi się torby. Banalny, ludzki scenariusz, jak w koszmarnych amerykańskich filmach o miłości. Podbiegł do mnie i pomógł, a nasze oczy pierwszy raz się spotkały. 
Poznaliśmy się, zaprzyjaźniliśmy i z czasem pokochaliśmy. Był chłopakiem innym niż wszyscy, z którym dogadywałam, jak z nikim innym. Osobą, przy której pokonałam swoją nieśmiałość i zwalczyłam kompleksy. Potem wszystko nagle się rozprysło jak malusieńka kropla wody, uderzająca o głaz. Wyjechałam.  Z bólu.

Nie mogę wydobyć ani jednego słowa w jego kierunku.  Zranił mnie, tak bardzo mnie zranił. Mówią, że każdy błąd jest do wybaczenia, jednak to się dzieje tylko w nudnych romansidłach przesączonych kłamstwem i obłudą. Coś jakby ktoś dawno, dawno temu zabrał mi cząstkę siebie, której nie potrafię odnaleźć do dziś. Ta  boląca pustka.
-Nie chciałem, żeby tak wyszło, Melanie. –kolejny raz wypowiada moje imię. Zdobywam się na odwagę i podnoszę wzrok z moich brudnych, czerwonych trampek. 
-Czego ode mnie oczekujesz, Richard? –pytam prosto z mostu. Chcę dowiedzieć się, dlaczego mnie szukał, dlaczego do mnie przyjechał. Przecież i tak jestem nikim. Jestem tylko małą laleczką, zabawką, którą można pomiatać i rzucać z kąta w kąt. Która nie ma uczuć. Która jest niewidzialna. O której bólu nie wie nikt.
-Stęskniłem się. –chłopak posyła mi szczery uśmiech.
Ale czy naprawdę jest taki szczery?  Widziałam już nieskończenie wiele jego szczerych uśmiechów, które potem okazały się jednym wielkim fałszem.
-Myślisz, że jeśli przyjedziesz po paru latach, to od razu padnę ci w ramiona ? – nie umiem się zdobyć na popatrzenie w jego oczy. –Zwłaszcza po tym wszystkim…
Waha się i milczy. Odgarnia ręką swoje bujne włosy, które wiatr coraz mocniej powiewa. Robi to tak samo jak wtedy. Identyczny, jednakowy, nic się nie zmienił. Tylko wymężniał. Nie jest już roześmianym chłopakiem z dwoma cudownymi dołeczkami w policzkach. Jest chłodnym mężczyzną, którego z całego serca nienawidzę. Jego wyidealizowana postać zgasła we mnie dokładnie wtedy, kiedy to się stało. Kiedy po raz pierwszy poczułam, prawdziwy psychiczny dół, wyczerpanie. Gdy pierwszy raz pokaleczyłam swoje nadgarstki… To tak bardzo bolało.
-Przepraszam, Melanie. – odzywa się, a mnie od razu przechodzą dreszcze. Tkwię w bezruchu przez parę sekund.
P r z e p r a s z a m. To tak dziwnie brzmi w jego ustach. Zdecydowanie zbyt obco i nieswojo. Przez te parę lat zapomniałam dźwięku jego głosu. Czasami słuchałam tylko  jego wywiadów po udanych występach w Pucharze Świata, ale to nie było to samo. Wypowiadał się tak dorosło, profesjonalnie, że pewnie nikt nie domyślał się, jak fałszywym jest draniem.
-Przepraszam ?-spoglądam na niego i zaczynam ironicznie się śmiać. Nie zdajesz sobie sprawy, jak mnie zraniłeś. –Czasu nie cofniesz, Richard. –ledwo powstrzymuję się od załamania  głosu.
-Daj mi drugą szansę, proszę. –mówi, a na moim lewym policzku pojawia się kryształowa łza. –Chcę, żeby było jak kiedyś.
-Nie… –kręcę przecząco głową. - Przez te wszystkie lata zdążyłam już o tobie zapomnieć. –mówię chłodno i bezuczuciowo.
Zdaję sobie sprawę, że go ranię, ale robię to celowo.  Chcę go dobić, tak jak kiedyś on dobił mnie. Wbić mu sztylet w serce, pozbawić go jakiejkolwiek nadziei i oczekiwań. Chcę, żeby poczuł pustkę. Stracił wiarę. Zatęsknił i znienawidził.
-Melanie, proszę. – cały czas na mnie patrzy. Modlę się w duchu, żeby nie zauważył moich łez.
-Myślisz, że przyjedziesz, zamienisz się w księcia na białym koniu, a królewna od razu padnie w twoje ramiona? To nie ta bajka Richard, jesteśmy dorośli. – wbijam paznokcie w swoją dłoń. Chcę, żeby bolało jeszcze bardziej.
-Nie mogłem przestać o tobie myśleć i…
-Nie wciskaj mi kitów. –przerywam mu. Dlaczego pozwoliłeś, żebym cię znienawidziła?  –Życia nie odnowisz.


Mówi coś jeszcze, ale nie słucham go. Wiatr wieje mocno, a ja po prostu wstaję i odchodzę. Jestem tchórzem, chociaż i tak nigdy nie zniżę się do poziomu jego tchórzostwa.
Dochodzę na molo, siadam na ławce i zaczynam płakać. Nie obchodzą mnie ludzie wokół. Ani wysoka pani w różowej sukience, ani mała dziewczynka przyglądająca mi się uważnie, ani para zakochanych patrząca na mnie ze współczuciem. Boję się, że wraz z jego pojawieniem, wszystko znowu do mnie wróci. Że znowu zacznę cierpieć. Że tego nie przeżyję. Boję się przyznać przed samą sobą, że tęskniłam.



Nienawidzę cię, Richard. 

______________________________________________________________
nie zbyt optymistyczne zaczęte.
jakoś wolę pisać ponuro, niż wesoło.
wiem, że na początku może być nudne, mam nadzieję że potem uda mi się je rozkręcić.
także tyle.

http://ask.fm/falsesmile